Image Slider

Mini bezy do dekoracji


Myślę, że nie tylko ja próbowałam chociaż raz w życiu zrobić bezy z marszu, tak "na oko", bo "przecież to tylko białko z cukrem"... Być może któreś z Was wyszło z tej próby zwycięsko, ale coś czuję, że większość skończyła tak jak ja. Z wyrośniętymi bezami, które po wyjęciu z piekarnika po prostu sflaczały jak dziurawa dętka, ciągnąc się przy tym niemiłosiernie. Tak już jest, że bezy wcale nie są trudne, potrzeba do nich niewielu składników, ale trzeba wiedzieć jakie mniej-więcej proporcje składników zachować ;) Dzisiaj faktycznie jestem w stanie piec je prawie na wyczucie, chociaż zawsze używam wagi kuchennej. Najchętniej używam cukru pudru, ponieważ szybciej rozpuszcza się w białkach, ale dobrze wmiksowany cukier kryształ daje identyczne rezultaty. Poniższe beziki przygotowywałam do dekoracji fioletowego sernika, dlatego postanowiłam je lekko podbarwić. Technika tworzenia takich dwubarwnych bez jest bardzo prosta i szybka, a moim zdaniem daje świetne rezultaty. Uzbrójcie się w mikser, rękaw cukierniczy i tylkę - pieczenie bezików to sama przyjemność! :)



Składniki (na 1 blachę bezików):
  • 2 białka (moje ważyły 70 g)
  • szczypta soli
  • 130 g cukru pudru lub kryształu
  • barwnik w żelu lub w proszku

Białka umieścić w dobrze oczyszczonej, wytartej do sucha misie (białka nie tolerują zanieczyszczenia tłuszczem). Dodać sól i zacząć ubijać. Kiedy białka będą już prawie całkiem sztywne, zacząć dodawać po trochę cukier. Bardzo ważne, żeby robić to stopniowo, łyżka po łyżce, inaczej piana się upłynni, zamiast zesztywnieć! Miksować tak długo, aż cukier całkowicie się rozpuści - można sprawdzić rozcierając palcami, czy nie ma jeszcze kryształków. Na wewnętrzne ścianki rękawa cukierniczego nałożyć malutkie ilości barwnika w żelu lub rozrobiony w odrobince wody barwnik w proszku (ja użyłam zmieszanych czerwonego i niebieskiego). Gotową pianę przekładać łyżką do rękawa cukierniczego i wyciskać niewielkie beziki na arkusz papieru do pieczenia. Pozostawiać między nimi małe odstępy. Piec przez ok. 50 minut w temperaturze 140 C. Można próbować trochę wcześniej czy już są dobre - niektórzy lubią wilgotniejszy środek :) Po upieczeniu studzić w wyłączonym piekarniku, z uchylonymi drzwiczkami. Można przechowywać w szczelnie zamkniętej puszce, aby nie zwilgotniały.


Smacznego!


Sernik jagodowy z polewą z białej czekolady

Bezglutenowy sernik jagodowy z białą czekoladą


Po ostatnich klęskach na froncie sernikowym (spokojnie, żadna z nich nie została opublikowana na blogu), na jakiś czas musiałam odpuścić sobie ten temat. Upiec kilka udanych ciast, żeby ukoić swoje zwichnięte ambicje i móc za jakiś czas wrócić do serników z nowymi chęciami. Przyznam, że tym razem uraz dość długo się trzymał, do tego stopnia, że przez całe wakacje nie zrealizowałam planów stworzenia sernika jagodowego, oblanego białą czekoladą. Od razu takie połączenie wydało mi się idealne, ale czekałam na przypływ weny. Przyszła na jesień (dobrze, że w ogóle!), kiedy borówki występują już chyba tylko w zawekowanych słoiczkach lub szufladach zamrażarek. Nic straconego! W jakikolwiek sposób są przechowywane, nadają się do tego przepisu. Sernik przyjmuje dzięki nim piękny kolor, ale nie tylko - czuć w nim również subtelny smak owoców. Sposób pieczenia sprawia, że deser ma kremową konsystencję i idealnie gładką powierzchnię, nie wyrasta prawie w ogóle i nie pęka. Szczerze mówiąc - jest coś niesamowicie satysfakcjonującego w upieczeniu fioletowego sernika, kiedy za oknem coraz ciemniej i zimniej :) Z czystym sumieniem mogę polecić, w moim domu to nowy faworyt wśród serników!



Notka: beziki użyte do dekoracji nie tylko ładnie wyglądają, ale też pasują smakiem i strukturą do reszty deseru, dlatego jeśli mamy na to czas - warto je upiec.


Składniki (na tortownicę o śr. 24 cm):

Spód:
  • 180 g herbatników (bezglutenowcy: tyle samo pokruszonych ciastek/herbatników bg)
  • 70 g masła

Masa:
  • 220 g jagód leśnych
  • 800 g twarogu trzykrotnie zmielonego lub sera wiaderkowego najlepszej jakości
  • 3 duże jajka
  • 200 g cukru
  • 130 g kwaśnej śmietany 18 %
  • 2 łyżki skrobi ziemniaczanej

Polewa:
  • 100 g białej czekolady
  • 2 łyżki kwaśnej śmietany
  • 1 łyżka masła


Najpierw przygotować spód. Samo dno tortownicy wyłożyć papierem do pieczenia. Herbatniki rozkruszyć przy pomocy pojemnika dołączanego do blendera ręcznego, moździerzem lub wałkiem. Masło rozpuścić w garnuszku, a następnie dokładnie wymieszać z okruszkami herbatników. Przełożyć do tortownicy, wyrównać cały spód. Piec 15 minut w temperaturze 190 ºC. Wyjąć, skręcić piekarnik do temperatury 150 ºC z włączonym termoobiegiem.

Przygotować masę serową. Jeśli jagody były mrożone, najpierw rozmrozić. Zblendować je, a następnie wymieszać (lub zmiksować) ze wszystkimi składnikami na masę, poza skrobią. Na koniec przesiewając skrobię do misy, wmiksować ją w masę serową. Przelać ją na podpieczony spód z herbatników. Na najniższym piętrze piekarnika umieścić naczynie żaroodporne, wypełnione wrzątkiem. Zapewnia ono wilgoć w piekarniku i zapobiega pękaniu sernika od przesuszenia. Piec deser przez 60-70 minut. Przed zakończeniem pieczenia należy sprawdzić, czy sernik po potrząśnięciu blachą lekko trzęsie się w środku, ale ma przy tym ściętą powierzchnię - jeśli tak, jest już gotowy. Wyłączyć piekarnik, sernik zostawiając w środku i uchylić delikatnie drzwiczki, żeby stopniowo się studził. Po godzinie - dwóch, można wyjąć sernik na blat, do całkowitego ostudzenia, a następnie przełożyć do lodówki.

Schłodzony sernik można polać prostą polewą z białej czekolady. Postawić garnuszek na małym ogniu, roztopić białą czekoladę z masłem, dokładnie mieszając, żeby nic się nie przypaliło. Zdjąć z ognia, wmieszać kwaśną śmietanę. Polewę od razu wylać na sernik, rozsmarowując ją zdecydowanie, ponieważ ma tendencje do szybkiego tężenia.



Smacznego!

Polewa z białej czekolady

Pieczony sernik jagodowy z białą czekoladą

Sernik jagodowy z białą czekoladą

Sernik jagodowy bez glutenu

Słonecznikowiec


Kolejna propozycja dla fanów toffi i prażonego słonecznika. Ciasto w podobnym klimacie już pojawiło się na blogu (klik), ale patent z prażeniem pestek jest tak dobry, że warto go przypominać ;) Śmiało można wybrać to ciasto na jakąś uroczystość bądź spotkanie z rodziną czy znajomymi, bo do tej pory nie było u mnie osoby, której by nie posmakowało. Jest po prostu uniwersalne, bezpieczne, a przy tym wcale nie nudne. W dodatku łatwo się kroi i może stać dłużej poza lodówką nawet przy wysokich temperaturach, bo żadna z warstw nie jest szczególnie topliwa. Polecam do wypróbowania, może akurat zakochacie się w takich smakach, jak wszyscy moi domownicy...? :)


Składniki (na formę 25 x 36 cm):


Biszkopt na oleju:
  • 6 jajek
  • 3/4 szklanki cukru
  • 1/3 szklanki kakao
  • 2/3 szklanki mąki pszennej (bezglutenowcy: pół na pół mąka kukurydziana i skrobia ziemniaczana)
  • 4 łyżki oleju

Prażony słonecznik:
  • 300 g pestek słonecznika
  • 2 łyżki cukru
  • 2 łyżki masła

Krem:
  • 200 g masła
  • 1 puszka mleka skondensowanego słodzonego lub gotowego toffi

Polewa kakaowa:
  • 6 łyżek cukru
  • 3 łyżki kwaśnej śmietany
  • 4,5 łyżki kakao
  • 90 g masła
  • 1,5 łyżeczki żelatyny


Przygotować ciasto. Białka oddzielić od żółtek i ubić w dużej misce na sztywną pianę. Pod koniec ubijania dodawać stopniowo cukier i miksować do jego rozpuszczenia. Nadal ubijając dodawać po jednym żółtku (po każdym chwilę miksując). Mąkę oraz kakao wymieszać i przesiać, wsypać do masy jajecznej. Wymieszać delikatnie łyżką lub mikserem (na najniższych obrotach), do uzyskania gładkiego ciasta bez grudek. Na koniec dodać olej i ponownie wymieszać. Ciasto wlać do wyłożonej papierem do pieczenia formy i piec przez około 25-30 minut w temperaturze 170ºC (można sprawdzić czy ciasto się dopiekło przy pomocy patyczka). Wyjąć i całkowicie wystudzić, a następnie przekroić wzdłuż na dwa blaty.

Uprażyć słonecznik. Masło rozpuścić z cukrem na patelni, dodać słonecznik i mieszając co jakiś czas, smażyć do zezłocenia. Alternatywnie, masło z cukrem rozpuścić, wymieszać ze słonecznikiem, wyłożyć na blachę przykrytą papierem do pieczenia i piec do zarumienienia. Uważać na przypalenia - słonecznik staje się od nich gorzki. Po uprażeniu odłożyć go do wystudzenia.

Do kremu potrzebna jest masa toffi - jeśli nie mamy do dyspozycji gotowej, można gotować przez ok. 3 h mleko skondensowane słodzone w puszce, w garnku wypełnionym wodą na tyle, żeby pokryć puszkę. Po wygotowaniu puszki należy pozostawić do całkowitego wystudzenia. W misie miksera umieścić masło, ubijać je przez kilka minut do uzyskania puszystej, napowietrzonej masy. Dodawać stopniowo toffi, cały czas miksując. Do gotowego kremu dodać ok. 3/4 wystudzonego prażonego słonecznika i wymieszać.

Blat biszkoptowy pokryć równomiernie kremem, przykryć drugim. Przygotować polewę. Żelatynę namoczyć w małej ilości gorącej wody. Po kilku minutach rozpuścić w mikrofalówce lub nad naczyniem z parującą wodą (nie zagotować!). Cukier, śmietanę, kakao i masło umieścić w garnuszku i zagotować. Zdjąć z ognia i wymieszać z płynną żelatyną. Odstawić do lekkiego przestudzenia - kiedy już lekko zgęstnieje, wylać na ciasto i rozsmarować. Posypać wierzch pozostałym słonecznikiem. Włożyć do lodówki. Wyciągać na 20-30 minut przed podaniem, wtedy ciasto jest najsmaczniejsze.


Smacznego!



Źródło przepisu, którym się posiłkowałam: http://kucharzenieipieczenie.blogspot.com/
Przepis na polewę: http://www.mojewypieki.com/

Bezglutenowe bułeczki cynamonowe z toffi


Przejście na dietę bezglutenową zmusiło mnie do kombinowania. Z czasem nauczyłam się "podrabiać" przeróżne typy ciast tak, żeby bez problemu móc się cieszyć dawnymi smakami, choć w nieco odmiennej odsłonie. Czasem różnica jest wyczuwalna już w smaku, czasami dopiero konsystencja podpowiada, że coś się zmieniło. Nie są to jednak dramatyczne różnice, z perspektywy czasu doceniam to, jak nowa dieta przymusiła mnie do poznawania nowych produktów i smaków. Są jednak pewne rzeczy, których w bezglutenie nie robi się z zasady. Moją "niemożliwością" było upieczenie bezglutenowego drożdżowego. Co prawda, robię bezglutenową pizzę, ale ciasto rozwałkowuję tak cienko, że prawie go nie ma. A wyrośnięta, słodka drożdżówka, to zupełnie co innego. Chłodna ocena sytuacji wskazywała na to, że niczego podobnego nie uzyskam. I to była prawda. Nie będę nikogo przekonywać, że to nawet możliwe, skoro gluten sprawia, że drożdżowe ma konsystencję charakterystyczną dla drożdżowego. Ale do tej pory niekoniecznie to co najbliższe pszennym oryginałom, okazywało się najsmaczniejsze. Podjęłam więc dziwaczne wyzwanie, sama nie wiedząc, czego oczekuję. W oko wpadł mi autorski przepis Jeanine z bloga Faithfully Glutenfree. Stosunkowo rzadko widzę, żeby na amerykańskich blogach poświęconych bezglutenowej diecie, używano swoich mieszanek mąk, a nie kupnych mixów. Tym chętniej zabrałam się więc do pracy, kiedy zobaczyłam, że przepis bazuje na samodzielnie dobranych przez autorkę mąkach. Poniższe bułeczki to bezglutenowe wcielenie Cinnamon Rolls lub Sticky Buns. W porównaniu do pszennych, są bardziej kruche, przypominają może nawet półkruche ciasto. Co ważne, nie są przesuszone, a z toffi smakują naprawdę świetnie! Nie traktowałabym ich jako dosłownego zastępstwa tradycyjnej drożdżówki, ale jako zupełnie nowy typ ciastka, który można odkryć będąc na diecie. Mam nadzieję, że ktoś się odważy i da temu przepisowi szansę. Wydaje się długi i skomplikowany, ale jest po prostu bardzo dokładny, a po pierwszym upieczeniu łatwo wejść we wprawę. U mnie cinnamon rolls pieczone były już trzy razy, a musicie wiedzieć, że takie powtórki w kuchni blogera kulinarnego oznaczają tylko jedno ;)



Notka: przed pierwszym pieczeniem drożdżówek, warto najpierw przeczytać poniższy przepis, a następnie obejrzeć filmik Jeanine (klik) - zwrócić uwagę szczególnie na proces wałkowania, zwijania i krojenia ciasta. Po tym wszystko powinno być jasne, a bezglutenowe drożdżowe niestraszne ;)


Składniki (na 8 niedużych bułeczek):

Toffi:
  • 4 łyżki (55 g) masła lub margaryny
  • 1/2 szklanki (110 g) brązowego cukru
  • 2 łyżki (40 g) syropu kukurydzianego lub klonowego
  • 1 łyżeczka (5 g) ekstraktu z wanilii
  • 2 łyżki (30 g) śmietanki 30 %
  • szczypta soli

Nadzienie:
  • 2 łyżki (28 g) bardzo miękkiego masła lub margaryny
  • 1/2 szklanki (110 g) brązowego cukru
  • 1-2 łyżki (8-16 g) cynamonu

Ciasto:
  • 1 i 2/3 szklanki (260 g) mąki z brązowego ryżu (użyłam z białego)
  • 1/2 szklanki (100 g) skrobi ziemniaczanej
  • 1/3 szklanki skrobi z tapioki + 1/2 szklanki dodatkowo
  • 1 łyżka (10 g) gumy ksantanowej (użyłam gumy guar)
  • 1 łyżka (12 g) drożdży instant
  • 3 łyżki (45 g) cukru
  • 1/2 łyżeczki soli
  • 1/4 szklanki (45 g) mleka w proszku
  • 1 łyżeczka (5 g) proszku do pieczenia
  • 4 łyżki (55 g) masła lub margaryny
  • 1/2 szklanki (115 g) wody
  • 1 duże jajko, w temperaturze pokojowej
  • 3/4 szklanki (170 g) mleka
  • 1 łyżeczka (5 g) octu jabłkowego (nie dawałam, jeśli nie miałam)
  • 2 łyżki (30 g) oleju
  • 1 łyżeczka (5 g) wanilii


Najpierw przygotować toffi. Na patelni, na małym ogniu podgrzewać masło, brązowy cukier i syrop, mieszając, aż cukier się rozpuści. Dodać ekstrakt z wanilii, śmietankę i sól, wymieszać do połączenia. Zdjąć z ognia i przelać na spód formy o wymiarach ok. 22 x 33 cm, z wysokimi brzegami.


Zabrać się za ciasto drożdżowe. W dużej misie wymieszać wszystkie suche składniki. W garnuszku rozpuścić masło w wodzie (można w mikrofalówce lub na palniku). Dolać mleko, ocet, olej, wbić jajko i wszystko wymieszać. Mieszankę mokrych składników stopniowo wlewać do suchych, wyrabiając ciasto ręcznie lub mikserem. Nie zabierze to zbyt wiele czasu, ciasto będzie bardzo miękkie.

Na lekko wilgotny blat stołu nakleić arkusz folii spożywczej (nie mniejszy niż 20 x 40 cm). Na nią położyć kolejny i wyrównać dłonią. Obsypać cienką warstewką cukru i położyć na środku ciasto. Delikatnie przykryć je kolejną warstwą folii spożywczej i przez nią rozwałkować na wymiar ok. 20 x 40 cm. Wymieszać w miseczce brązowy cukier i cynamon na nadzienie. Zdjąć folię z wierzchu ciasta i obsypać je równomiernie mieszanką, pozostawiając wolny pas o szerokości 3.5 cm wzdłuż jednego z dłuższych boków. Będzie to miejsce na sklejenie ciasta. Chwytając za brzeg folii, na której znajduje się ciasto, zacząć je zwijać wzdłuż dłuższego boku, tam gdzie nadzienie nałożone jest do samego brzegu. Delikatnie zwinąć ciasto jak roladę. Przygotować kawałek ostrej nitki w wyraźnym, ciemnym kolorze. Przesuwać ją pod roladą, krzyżować nad nią i zaciskając pętlę odcinać kawałki ciasta o szerokości ok. 4 cm. Lepiej nie ciąć nożem, żeby nie zmiażdżyć drożdżówek. Przekładać je do formy z toffi, spiralką do góry i delikatnie spłaszczać dłonią, na wysokość ok. 2,5 cm. Nakryć ściereczką lub pokryć folią spożywczą i odstawić w ciepłe miejsce do wyrośnięcia (na 30 minut lub więcej). Ciasto nie wyrasta bardzo mocno, ale zauważalnie. Piec w temperaturzy 180 ºC, przez ok. 20-25 minut, aż do zarumienienia wierzchu drożdżówek. Odstawić na 5 minut do wystudzenia, a następnie podawać. Przekładając je na talerzyk, odwracać toffi do góry. Drożdżówki dobrze się przechowują, na następny dzień po odgrzaniu są równie smaczne.


Smacznego!





Źródło przepisu: http://www.faithfullyglutenfree.com/

Lisi tort na drugie urodziny bloga


To już dwa lata z blogiem! Chociaż zakładanie go z początku szło mi mozolnie, to właśnie równo 24 miesiące temu opublikowałam tu pierwszy przepis. Od tego czasu ewoluował mój gust kulinarny, odkryłam wiele nowych smaków i technik, zmienił się też styl i sposób robienia zdjęć, powiększył zbiór literatury poświęconej pieczeniu, a wszelkiego rodzaju sesyjne drobiazgi, deski i tym podobne, zaczęły mi wypełzać z szafy. Jedno pozostało bez zmian - nadal mam wielką chęć do powracania i dbania o to miejsce, które stało się moim azylem. Niezależnie od tego, co akurat się u mnie dzieje, zawsze chce mi się tu wracać. Moje założenia pozostają takie same, jak w dniu uruchomienia bloga. Chcę, żeby pojawiały się tutaj najlepsze domowe wypieki i desery, uwiecznione na jak najlepszych zdjęciach. Nie zapominam przy tym o Czytelniku, bo przecież interakcja jest istotą prowadzenia bloga :) Przygotowując przepis zawsze myślę o tym, żeby był zrozumiały i dokładny. Naprawdę, z moich doświadczeń wynika, że większość kuchennych porażek wynika z użycia niedokładnego przepisu lub z jego niezrozumienia! Może moje posty czasami stają się przydługie, ale to wszystko po to, żeby domowe pieczenie zawsze kończyło się sukcesem, a nie frustracją i zmarnowanymi składnikami (również u osób mniej doświadczonych). Nie pozostaje mi teraz nic innego, jak podziękować wszystkim odwiedzającym bloga, komentującym i piekącym z Lisią Kawiarenką. Sprawiacie, że nie marnuję wolnego czasu i od czasu do czasu czuję się nawet pożyteczna i potrzebna światu ;)

A teraz kilka słów o samym torcie, który przecież jest tutaj najważniejszy. Wiedziałam, że tort lis to konieczność, czekałam tylko na odpowiednią okazję, żeby go upiec. Już dawno zamówiłam odpowiednią tylkę, z myślą o zrobieniu futrzastej dekoracji. Podstawa tortu - czyli ciasto i nadzienie, są proste do zrobienia i bardzo stabilne. Nic nie wypływa, ani nie rozjeżdża się pod ciężarem pięterek, a całość pięknie daje się pokroić. Chciałam, żeby tort miał typowo jesienny charakter, dlatego zdecydowałam się na połączenie smaku dyni, cynamonu i toffi. Dynia zapewnia ciastu śliczny, żółty kolor i wilgoć, bardzo potrzebną zwłaszcza w wypiekach bez glutenu (a w takiej wersji tort ten upiekłam). Dopiero przy dekoracji potrzeba trochę więcej pracy i skupienia. Nie jest bardzo trudna do zrobienia, ale trzeba poznać parę zasad (tak, uczcie się na moich błędach!), żeby wykonać ją sprawnie. Tort z lisem mogę odhaczyć z czystym sumieniem z listy wyzwań i polecić Wam go do wypróbowania. Oczywiście, z przepisu można korzystać w dowolny sposób - upiec sam tort, bez "futerka", lub właśnie swój własny tort udekorować na sposób opisany poniżej... Wszystko zależy od Was ;)


Garść technicznych spraw:
  • do dekorowania użyłam tylki Wilton nr 233 (nie musi być dokładnie taka, rozetki też będą wyglądać ładnie) i robionych domowymi sposobami rękawów cukierniczych - czego nie polecam w przypadku tak dużej połaci przeznaczonej do zdobienia tym rodzajem końcówki; najlepiej oszczędzić sobie męki i od razu zainwestować w rękawy cukiernicze lub zdobyć gdzieś worki o zbliżonej wytrzymałości, inaczej bardzo możliwe, że worek będzie pękał w trakcie wyciskania masy, a tylka wystrzeli prosto w tort
  • masa maślana na bazie bezy szwajcarskiej stopniowo nagrzewa się od dłoni podczas wyciskania z rękawa i może w końcu stać się na tyle miękka, że nie będzie tworzyła ładnych wzorów; należy wtedy włożyć rękaw do lodówki, żeby ochłodzić masę, wówczas jej właściwości wrócą
  • tort przed dekorowaniem masą maślaną należy przygotować - wszystkie miejsca na których znaleźć się ma futerko, należy uprzednio wysmarować cienką warstwą masy maślanej; masa maślana nie chce się zbyt dobrze przyklejać do bitej śmietany
  • do ciasta potrzebne jest dyniowe puree, które najlepiej jest przyrządzić z dyni Hokkaido - jeśli nie wiesz jak je zrobić, tutaj znajdziesz dokładną instrukcję


Składniki (na tortownicę o śr. 24 cm):

Ciasto dyniowe:
  • 2 i 1/4 szklanki mąki pszennej (bezglutenowcy: 1 szkl. mąki gryczanej, 1 szkl. ryżowej, 1/4 szkl. skrobi ziemniaczanej)
  • 2 i 1/4 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 3/4 łyżeczki sody
  • 1/2 łyżeczki soli
  • 1 łyżeczka cynamonu
  • 1 łyżeczka imbiru
  • 1/2 łyżeczki sproszkowanej gałki muszkatołowej
  • 1/4 łyżeczki sproszkowanych goździków
  • 1 i 1/4 szklanki brązowego cukru
  • 5 dużych jajek
  • 3/4 szklanki oleju
  • 445 g puree z dyni
  • 1/2 szklanki mleka
  • dodatkowo do naponczowania: ok. 3/4 szklanki wystudzonej, mocnej herbaty

Przełożenie:
  • 700 ml śmietanki 36 %
  • 4 łyżki cukru pudru
  • 1/2 łyżeczki cynamonu
  • 510 g masy kajmakowej

Krem maślany na bezie szwajcarskiej:
  • 4 białka z jajek
  • 1/4 łyżeczki soli
  • 200 g cukru
  • 275 g miękkiego masła

Do dekoracji:
  • barwniki: pomarańczowy lub żółty i czerwony do zmieszania
  • 4 łyżeczki kremu typu Nutella
  • tekturowe uszka i patyki do szaszłyków


Przygotować ciasto na blaty. Dwie tortownice o śr. 24 cm wyłożyć arkuszami papieru do pieczenia. W misce wymieszać dokładne suche składniki: mąkę, proszek do pieczenia, sodę, sól i wszystkie przyprawy korzenne. W misie miksera ubijać jajka z cukrem przez ok. 3 minuty. Stopniowo dolewać olej, cały czas miksując, następnie dodawać puree z dyni. W trzech turach wsypywać suche składniki na przemian z mlekiem, ciągle miksując. Mieszać tylko do momentu dokładnego połączenia składników. Ciasto przelać do tortownic, rozdzielając je równo na pół. Wyrównać wierzch i włożyć do piekarnika nagrzanego do temperatury 180 ºC. Piec przez 40 - 45 minut, zamieniając ich kolejność w piekarniku, żeby któreś blaty się nie przypaliły. Po tym czasie wyjąć i ostudzić przez 20 minut w formie, następnie można wyjąć z tortownic i wystudzić na kratce. Całkowicie zimne ciasto przekroić na 4 równe blaty (ewentualnie, jeśli ciasto ma lekką "górkę", można ją ściąć ostrym nożem).

Przygotować nadzienie. Śmietankę ubić na sztywno z cukrem pudrem i cynamonem. Puszkę z masą toffi otworzyć. Złożyć tort. Na paterze ułożyć pierwszy blat z ciasta, naponczować zimną herbatą, wyłożyć 1/3 masy kajmakowej, rozmarować, wyłożyć 1/3 śmietany i równo rozprowadzić. Powtórzyć czynności jeszcze dwa razy z kolejnymi blatami, całość przykrywając ostatnim, czwartym z kolei. Jego również naponczować herbatą. Tort wstawić do schłodzenia, na czas wykonania masy maślanej. Do miski wbić białka i wsypać cukier. Dobrać garnek, w której miska może pływać, częściowo zanurzona w wodzie. Garnek postawić na małym ogniu, a białka z cukrem mieszać widelcem lub trzepaczką. Należy doprowadzić do całkowitego rozpuszczenia cukru w białkach (można rozetrzeć w palcach, żeby sprawdzić, czy zostały jakieś grudki), najlepiej jak najmniej je podgrzewając. Miskę wyjąć z ciepłej wody i przy pomocy miksera zacząć ubijać białka. Miksować przez ok. 10 minut, po czym zacząć dodawać masło po kawałku, cały czas miksując. W masie mogą pojawić się podejrzanie wyglądające grudki - tak powinno być, w trakcie miksowania masa w końcu zacznie gwałtownie gęstnieć. Kiedy konsystencja stanie się kremowa, można przestać ubijać.

Rozpocząć dekorowanie tortu. Tort wyjąć z lodówki, a jego wierzch posmarować stosunkowo cienko białą masą maślaną. Odłożyć jeszcze ok. 1 łyżeczkę na później, a resztę masy zacząć barwić. Polecam robić to stopniowo - ja używałam barwników w proszku, które należało rozcieńczać w odrobince wody (dosłownie parę kropel). Po uzyskaniu odpowiedniego natężenia koloru, posmarować i wyrównać boki tortu rudą masą maślaną. Napełnić nią rękaw cukierniczy zakończony odpowiednią tylką i zacząć dekorowanie od pokrycia boków tortu. Następnie, przy pomocy wykałaczki można zaznaczyć na wierzchu tortu przebieg futerka z ominięciem białych łatek na bokach głowy. Pokryć rudym "futerkiem" odpowiednie rejony. W oddzielnym, malutkim rękawie cukierniczym z końcówką obciętą nożyczkami, umieścić odrobinę Nutelli i okrężnymi ruchami zrobić lisowi oczy i nosek. Na koniec nałożyć punktowo białą masę maślanę na Nutellę. Uszka z tektury podkleić od spodu do patyczków szaszłykowych i wbić na odpowiedniej wysokości. Tort przechowywać w lodówce. Przed podaniem wyjąć na 20-30 minut do ocieplenia, wówczas masa maślana będzie smaczniejsza.


Smacznego!







Źródło przepisu: ciasto dyniowe inspirowane przepisem z http://www.thebakerchick.com/
masa maślana na bezie szwajcarskiej z http://iadorecinnamon.blogspot.com/
dekoracja tortu podpatrzona na http://www.handmadecharlotte.com/

Tarta jagodowa


Już jestem, nieśmiało wracam do mojego własnego miejsca w sieci... Niespełna dwa tygodnie przerwy sprawiły, że muszę się tu na nowo zadomawiać ;) Tęskniłam już do pieczenia i publikowania. Mam nadzieję, że powrót na bloga pomoże mi stopniowo łapać równowagę. Tempo życia ostatnio nawet odrobinę mnie przerasta ale wolę nie narzekać, bo pomijając stres, dzieje się dobrze!
W ramach relaksu i uczczenia lata, wstawiam dzisiaj przepis na tartę jagodową (...a w moich stronach - borówkową ;). Historia jej powstania jest dosyć burzliwa i pełna zwrotów akcji - wystarczy, jak wspomnę, że w połowie pieczenia (oczywiście w godzinach późno-nocnych) odcięło mi prąd na dobre kilka godzin, więc tartę dekorowałam z czołówką na głowie, mroziłam, a całość dopiekałam dnia następnego. Mimo perturbacji i lekkiego wycieku soku z borówek przez pęknięty spód, wyszła pyszna! Tak naprawdę wszystko musi tu smakować dobrze - w końcu to kruche ciasto z mnóstwem owoców. Wiem, że sezon już się kończy i nie wszędzie można dostać świeże jagody, ale do tego ciasta można śmiało użyć również tych mrożonych (co sama zrobiłam). Myślę, że zdjęcia powiedzą więcej, niż jakikolwiek opis, a sama mogę tylko zachęcać do pieczenia :)


Składniki (na tartę o śr. 24 cm):

Ciasto:
  • 250 g mąki pszennej (bezglutenowcy: np.: 100 g mąki gryczanej, 80 g skrobi ziemniaczanej lub innej, 70 g mąki ryżowej i opcjonalnie 1 łyżeczka gumy guar, aby ciasto mniej się sypało)
  • 100 g mąki kukurydzianej
  • 3 łyżki cukru
  • 1/4 łyżeczki soli
  • 1 żółtko
  • 150 g zimnego masła
  • 4-6 łyżek lodowatej wody

Nadzienie:
  • 4 szklanki borówek
  • 90 g cukru
  • 35 g skrobi ziemniaczanej

Na glazurę:
  • 1 białko
  • 1 łyżka cukru

Przygotować ciasto. Mąki, cukier i sól dokładnie ze sobą wymieszać. Wbić żółtko, dodać posiekane masło i zacząć rozcierać palcami. Kiedy składniki zaczną przypominać kruszonkę, dodawać po trochę zimną wodę (tylko tyle, ile jest konieczne) szybko zagniatając, do uzyskania jednolitego ciasta. Uformować z niego dysk, owinąć folią i włożyć na godzinę do lodówki. Po tym czasie rozwałkować ok. 70 % ciasta (reszta potrzebna będzie na kratkę) i wyłożyć nim spód oraz boki formy, ponakłuwać widelcem. Formę schładzać przez 30 minut w lodówce. W tym czasie delikatnie wymieszać borówki z cukrem i przesianą skrobią ziemniaczaną. 

Spód ciasta włożyć do piekarnika nagrzanego do temperatury 190 ºC i zapiekać przez ok. 20 minut (do zarumienienia brzegów kruchego ciasta). W trakcie pieczenia rozwałkować już resztę ciasta i wycinać z niego paski. Spód wyjąć z piekarnika, wysypać na niego nadzienie owocowe. Na wierzchu ułożyć kratkę z ciasta, posmarować ją białkiem, posypać cukrem.  Całość ponownie włożyć do piekarnika na 50-60 minut. Wyjąć i całkowicie ostudzić na blacie. Włożyć na kilka godzin do lodówki. Podawać po stężeniu, z dodatkiem lodów.


Smacznego!