Drożdżowe bułki na mleku, które najchętniej zjadam jako bezglutenowe pieczywo śniadaniowe. Moim zdaniem pasują nie tylko do dżemu czy twarożku, ich delikatnie słodki miąższ nie pogryzie się z chrupiącymi warzywami, czy dodatkiem dobrej wędliny. Zaskakująco długo, jak na pieczywo bezglutenowe zachowują świeżość, a po dwóch dniach od upieczenia, lekko podgrzane smakowały niemal tak, jak w dniu wypiekania. Chociaż ładnie i równo wyrastają na drożdżach, jak tradycyjne bułeczki, są zdecydowanie cięższe niż kajzerki ze sklepu. Wilgotny, treściwy miąższ sprawia, że już jedna, nieduża bułeczka bez glutenu, może być wartościową przekąską. Przygotowanie nie jest bardzo skomplikowane, wymaga jedynie trzymania się przepisu i... odrobiny cierpliwości, bo kluczem do sukcesu, jak zawsze przy pieczywie, jest dobrze wyrośnięte ciasto :)
Składniki (na 10 bułeczek):
- 450 g mąki bezglutenowej Mix B Bread Mix, marki Schar
- 1 płaska łyżka mielonego siemienia lnianego
- 50 g cukru
- 9 g suchych drożdży
- 1 jajko + 1 żółtko
- 375 ml mleka (można użyć roślinnego)
- 70 g rozpuszczonego masła
Na wierzch:
- 1 białko
- płatki migdałowe do posypania
W dużej misie wymieszać mąkę bezglutenową, zmielone siemię lniane, cukier i suche drożdże. Dodać całe jajko, dodatkowe żółtko i stopniowo dolewając mleko, miksować ciasto (najlepiej przy użyciu końcówki-haka), do uzyskania gładkiej, jednolitej konsystencji. Na koniec dodać płynne ale przestudze masło i miksować do połączenia z ciastem. Przełożyć je na lekko oprószoną mąką stolnicę i uformować w kulę. Przełożyć z powrotem do miski, nakryć ściereczką i odstawić w ciepłe miejsce na ok. 1,5-2 h, do wyrośnięcia.
Wyraźnie napuszone ciasto (powinno być ok. 2x większe niż przed wyrastaniem i mieć wyraźną, napowietrzoną strukturę przy odrywaniu kawałków ciasta), podzielić na 10 porcji o tej samej wielkości. Wilgotnymi dłońmi formować z nich kulki, na sam koniec oprószając je mąką i kładąc na wyłożonej papierem do pieczenia blasze. Zachowywać dość duże odstępy, bułeczki delikatnie spłaszczać dłonią. Nakryć suchą ściereczką i pozostawić na ok. 1h do ponownego wyrośnięcia.
Po tym czasie rozgrzać piekarnik do temperatury 190 ºC (bez termoobiegu), następnie każdą bułeczkę posmarować białkiem i posypać płatkami migdałowymi. Piec przez ok. 25-30 minut, do zarumienienia bułek. Wyjąć z piekarnika i ostudzić na kratce. Przechowywać zawinięte w ściereczkę, bułeczki najlepsze są pierwszego i drugiego dnia po upieczeniu. Nie mają tendencji do twardnienia i smaczne będą nawet po dłuższym czasie, najlepiej podawać je wtedy po pogrzaniu.
Smacznego!
Wyrobione ciasto powinno być trochę klejące i nie wolno dosypywać do niego więcej mąki - dosyć luźna konsystencja sprawia, że łatwiej wyrasta, a upieczone bułeczki mają wilgotny, miękki miąższ.
Wygląd ciasta po 2 h wyrastania - u mnie podwoiło objętość. Po oderwaniu porcji, widoczna była mocno napowietrzona struktura.
Wpis powstał we współpracy z producentem certyfikowanej żywności bezglutenowej, firmą Schär.
...a w Warszawie już chyba na dobre wiosna. Nie zrozumcie mnie źle, kocham najbardziej zimę, ale skoro tak naprawdę w mieście jej nie ma (gdzie te mrozy i zaspy śnieżne, nieustannie pytam?), to niech już będzie faktycznie ciepło i słonecznie. Zwłaszcza, że światło do zdjęć zawsze w cenie, a i jakoś milej ostatnio siedzi mi się nad blogowymi postami przy uchylonym oknie, z powiewem świeżego powietrza (oraz prania ;) i w towarzystwie pszczół z miejskich uli, które coraz częściej wpadają do mnie przelotem. Dużo się dzieje, ale na razie za oknem i w sercu wiosna, więc wierzę, że wszystko idzie tylko ku dobremu :)