Image Slider

Ciasto cytrynowo-migdałowe z jagodami - wg Ottolenghiego

Ciasto cytrynowo jagodowe Ottolenghiego

Co zrobić z ogromną porcją podarowanych leśnych borówek? Szukałam dla nich przez chwilę godnego zastosowania, aż zdałam sobie sprawę, że nie próbowałam nigdy receptur uwielbianego i docenionego szefa kuchni - Yotama Ottolenghiego. Jego przepis pochodzący z książki o zachęcającym tytule "Prosto", wydał mi się nader trafnym wyborem.


Ciasto w gruncie rzeczy to proste, typowe ucierane, przygotowywane według identycznego sposobu, jak dziesiątki innych owocowych ciast, pieczonych w sezonie jagodowym. Efekt końcowy różni się jednak diametralnie, a to przez użycie cytryny i migdałów w słusznych ilościach. To dzięki tym dwóm "sekretnym" składnikom, miąższ jest wilgotny i niesamowicie aromatyczny, a każdy kęs paraliżuje kubki smakowe intensywnością i świeżością połączenia cytrusy-jagody. Dodatkowo, powoduje to oczywiście, że ciasto można przechowywać dłużej, bez smutnego efektu obsychania. I przypominam, że nadal piszę o naprawdę prostym do zrobienia, ucieranym "placku", jak mawia się często w moich rodzinnych stronach ;)


Notka techniczna: na początku chciałam zrezygnować z lukru, ale ostatecznie odjęłam sporą część cukru w cieście, na rzecz oblania go na koniec dodatkową porcją cytrynowości - polecam ten zabieg każdemu, dla kogo standardowe wypieki bywają za słodkie. Druga sprawa - przeliczyłam składniki z oryginalnego przepisu i zwiększyłam ilość ciasta pod kątem upieczenia większego ciasta. Podane proporcje to te, których sama użyłam podczas pieczenia i dadzą Wam porządny kawałek ucieranego ciasta ;)




Składniki (na dużą keksówkę, lub formę o śr. 24 cm z kominkiem):

  • 200 g masła, w temperaturze pokojowej
  • 220 g cukru
  • skórka otarta z 2 cytryn
  • 2 łyżki soku wyciśniętego z cytryny
  • 5 jajek średniej wielkości
  • 135 g mąki pszennej (u mnie częściowo zastąpionej jasną orkiszową*)
  • 2,5 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 2/3 łyżeczki soli
  • 165 g mielonych migdałów (85 g zastąpiłam mielonymi orzechami włoskimi*)
  • 300 g jagód

Lukier:
  • 105 g cukru pudru
  • 1,5 łyżki soku wyciśniętego z cytryny
  • 20 g płatków migdałowych - opcjonalnie, do posypania ciasta

Te dwie zmiany poczynione w oryginalnej liście składników, podyktowane oczywiście zasobnością moich kuchennych szafek sprawiły, że moje ciasto jest trochę ciemniejsze niż pierwowzór Ottolenghiego ;)



Piekarnik nastawić na temperaturę 180 °C, formę na ciasto natłuścić. 

W misce wymieszać suche składniki: mąkę, proszek do pieczenia, sól i mielone migdały. W oddzielnej misie, ubijać mikserem przez 3-4 minuty masło z cukrem i dodatkiem skórki oraz soku z cytryny. Kiedy masa stanie się jasna i puszysta, zmniejszyć obroty miksera na średnie i wbijać kolejno po jednym jajku, po każdym chwilę miksując. Następnie w kilku turach dodawać mieszankę suchych składników, jak najkrócej miksując, tylko do połączenia składników.

Przy pomocy szpatułki, wmieszać delikatnie 200 g jagód, pozostawiając 100 g na później. Ciasto przełożyć do natłuszczonej formy i wsunąć do nagrzanego piekarnika. Piec przez 15 minut - po tym czasie ostrożnie wysunąć z pieca i posypać pozostałymi jagodami. Piec kolejne 15 minut, po czym nakryć luźno folią aluminiową (ciasto ma tendencję do zbyt szybkiego przypiekania się z wierzchu) i dopiekać jeszcze przez ok. 30 minut (najlepiej sprawdzić suchym patyczkiem, czy ciasto dopiekło się wewnątrz). Wyjąć z piekarnika i zostawić na 10 minut do przestudzenia. Po tym czasie można delikatnie uwolnić je z formy, uprzednio delikatnie przejeżdżając nożem wzdłuż jej brzegów. 

Całkowicie wystudzone ciasto polukrować. Cukier puder utrzeć z sokiem cytrynowym, kontrolując konsystencję cukru poprzez dodawanie cukru lub soku (mój lukier był bardzo gęsty i biały, powoli spływający z łyżeczki). Udekorować wierzch wypieku wedle uznania, na koniec można obsypać płatkami migdałowymi. Ciasto przechowywać w temperaturze pokojowej, pod przykryciem, w zacienionym miejscu.



Smacznego!


Proste ciasto ucierane z jagodami

Ciasto ucierane z jagodami

Proste ciasto jagodowe

Wilgotne ciasto jagodowe

Wilgotne ciasto ucierane z owocami

Wilgotne ciasto z jagodami

Wilgotne ciasto jagodowe łatwe

Źródło przepisu (z moimi modyfikacjami): "Ottolenghi. Prosto", Yotam Ottolenghi, Wydawnictwo Filo

Sernik z solonym karmelem i chrupiącym słonecznikiem

Sernik z solonym karmelem

Ten sernik nie idzie na żadne kompromisy - wnętrze z tłustego, kremowego twarogu łączy się gładko ze słuszną dozą kajmakowej, klejącej słodyczy. Żeby nie było zbyt gładko i mdławo - dodajmy do tego solidną porcję chrupiącego, maślanego słonecznika, doprawionego kryształkami soli. Jest dekadencko, ale ze smakiem. A raczej smakami, bo wyczujemy tu słodki, słony i kwaśny w odpowiednich proporcjach. Pomimo dodatków, przewidzianych raczej w ilości na bogato, porządnie schłodzony sernik naprawdę pięknie się kroi i zwieńczy niejeden uroczysty posiłek. Mój do zdjęć wyjechał z lodówki bardzo szybko, bo miałam niewiele czasu na zdjęcia, stąd ponętnie spływająca masa kajmakowa ;)



Składniki (na formę o śr. 24 cm):

Spód:

  • 120 g herbatników (można użyć bezglutenowych)
  • 40 g roztopionego masła
  • 20 g cukru

Masa serowa:
  • 1 kg sera wiaderkowego dobrej jakości (użyłam "Twaróg Sernikowy mielony" Piątnicy w czerwonym wiaderku)
  • 160 g cukru
  • 260 g kwaśnej śmietany (prawie cały duży kubek)
  • 4 jajka
  • szczypta soli
  • 1 łyżeczka skórki startej z cytryny
  • 2 łyżki soku z cytryny
  • 1 łyżka skrobi ziemniaczanej

Wykończenie:
  • puszka masy krówkowej/kajmakowej (ok. 460 g)
  • 170 g słonecznika
  • 75 g cukru
  • 60 g roztopionego masła
  • 1 łyżeczka soli (+ więcej, wedle smaku)


Piekarnik ustawić na temperaturę 180 °C.
Okrągłą tortownicę wyłożyć na spodzie papierem do pieczenia (boki pozostawić nieprzykryte). Herbatniki dokładnie pokruszyć - ja robię to wałkiem, przez gruby woreczek lub używam malaksera. Przesypać okruchy do miski, dodać cukier i masło, dokładnie wymieszać. Przełożyć na spód formy i docisnąć, np. używając dna szklanki. Włożyć do piekarnika na 15 minut. Po tym czasie wyjąć i odstawić do wystudzenia, a temperaturę piekarnika obniżyć do 160 °C.

Do misy miksera przełożyć twaróg, dodać cukier i kwaśną śmietanę, krótko zmiksować. Następnie kolejno wbijać po jednym jajku, miksując krótko po każdym dodaniu. Na koniec dodać sól, sok, skórkę z cytryny oraz przesianą skrobię ziemniaczaną i krótko zmiksować do połączenia. Przełożyć masę do formy, wyrównać wierzch.

Przygotować uproszczoną kąpiel wodną przed włożeniem sernika do piekarnika. Zagotować ok. 1 l wody i przelać wrzątek do szczelnej formy. Ostrożnie przenieść ją do piekarnika i ułożyć na najniższym jego piętrze. Sernik ustawić wyżej na kratce (żeby miał kontakt z parą wodną) i piec przez ok. 1 h lub do czasu, aż po potrząśnięciu, sernik będzie widocznie ścięty. Wyłączyć piekarnik, uchylić drzwiczki i zostawić w środku sernik na ok. godzinę. Po tym czasie można go wyjąć i kiedy całkowicie wystygnie przełożyć do lodówki.

Przygotować dodatki na wierzch sernika. Piekarnik rozgrzać do temperatury 200 °C. Do miski wsypać słonecznik, dodać cukier, sól i płynne masło, dokładnie wymieszać. Przesypać na blachę przykrytą papierem do pieczenia i równomiernie rozprowadzić. Piec przez ok. 12-13 minut do wyraźnego skarmelizowania, pilnując przy tym aby ziarna się nie przypaliły (przemieszać 3-4 razy łyżką podczas pieczenia). Wyjąć z piekarnika i pozostawić do całkowitego wystudzenia (jeśli będą już bardzo mocno skarmelizowane i grozi im przypalenie, najlepiej od razu zdjąć je z gorącej blachy i przesypać do szklanego/ceramicznego naczynia).

Schłodzony sernik posmarować masą krówkową, a wierzch obsypać rozkruszanym w palcach słonecznikiem w karmelu. Na koniec można posypać szczyptą soli (świetnie sprawdzi się ta w płatkach). Schładzać najlepiej przez kilka godzin przed podaniem.



Smacznego!

Sernik ze słonecznikiem w karmelu

Sernik z solonym karmelem

Sernik z masą kajkamową

Sernik z toffi i słonecznikiem

Sernik solony karmel

Wilgotny sernik ze słonecznikiem


Gofry jaglane (bezglutenowe, bez mleka) i test gofrownic Dezal

Gofry jaglane bezglutenowe

To chyba najprostsze gofry jaglane, jakie można sobie wyobrazić - kilka składników, bez glutenu, bez mleka, a nawet cukru, jeśli tego zechcecie. Takie, do których wcale nie trzeba kupować specjalnej mąki, a wystarczy mieć podstawowy produkt, jakim jest czysta kasza jaglana. Nie trzeba obawiać się goryczy, która czasem występuje w jaglance - od lat stosuję pewien trik, który skutecznie usuwa ten mankament i wykorzystuję go także w tym przepisie. Gotowe mąki niestety często bywają gorzkie i mam tylko jednego sprawdzonego producenta, dlatego stworzenie przepisu z jak najmniejszym udziałem półproduktów, było dla mnie kluczowe.

Poza tym, kilka słów o finalnym efekcie :) Gofry jaglane z tego przepisu są kwintesencją chrupkości. Kruche, twardawe, przypominają wręcz kruche ciastka i najlepsze jest to, że pozostają takie na wiele godzin po przygotowaniu, co gofrom zdarza się niezwykle rzadko. Cudownie będą kontrastowały swoją strukturą z każdym kremowym dodatkiem, jaki do nich dobierzecie.


Przepis opracowałam w ramach współpracy z firmą Dezal, znaną z produkcji świetnych gofrownic do użytku w domu i gastronomii - jeśli interesuje Was moja opinia i praktyczne porównanie dwóch modeli gofrownic, które posiadam, to zerknijcie pod przepisem :)




Składniki (na 5 szt. dużych, dezalowych ;) gofrów):

  • 1 szklanka suchej kaszy jaglanej
  • 2 szklanki zimnej wody
  • 2 jajka - oddzielnie białka i żółtka
  • 40 g mąki kukurydzianej* (ok. 1/4 szklanki)
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 2 łyżki ksylitolu (lub innego słodu)
  • 3 łyżki oleju
  • szczypta soli



Kaszę jaglaną przesypać na suchą patelnię i podgrzewać na średnim ogniu. Co jakiś czas przemieszać, żeby się równomiernie uprażyła - potrwa to ok. 15 minut. Uprażona kasza będzie delikatnie pachnieć, może się też bardzo delikatnie zarumienić. Przesypać ją na sito i kilkukrotnie spłukać pod bieżącą wodą. Przełożyć do naczynia, zalać 2 szklankami zimnej wody, nakryć i pozostawić tak na noc (ok. 10 h) do namoczenia.

Rano przepłukać kaszę ponownie na sicie, zostawić na chwilę, aby nadmiar wody odciekł, po czym przesypać do wysokiego naczynia. Do kaszy wbić żółtka i całość blendować przez kilka minut, przy pomocy ręcznego blendera. Ważne, aby masa stała się jednorodna i możliwie jak najgładsza. Wmieszać do niej mąkę kukurydzianą, proszek do pieczenia, ksylitol i olej. Powstałe ciasto powinno mieć gęstą konsystencję. 

W oddzielnym naczyniu ubić białka z solą na sztywną pianę. Wmieszać delikatnymi ruchami do ciasta, aby stało się jak najbardziej puszyste.

Płyty gofrownicy delikatnie natłuścić i rozgrzać. Smażyć gofry na rumiano (w gofrownicy Dezal ok. 3-4 minuty). Gotowe kłaść na kratce, do odparowania. Podawać na ciepło z ulubionymi dodatkami, na zimno również sprawdzą się jako chrupka przekąska (wtedy robię małe, okrągłe gofry, przypominające holenderskie wafle).



Smacznego!

* można zastąpić wieloma innymi mąkami - np. owsianą, gryczaną, ryżową etc; nie polecam jedynie podmieniać na mąkę kokosową, ze względu na jej skrajnie różniące się właściwości :)

Gofry z kaszy jaglanej

Chrupiące gofry bezglutenowe

Gofry z kaszy jaglanej

Gofry jaglane bez mleka

Łatwe gofry bezglutenowe

Chrupiące gofry jaglane

Gofry bezglutenowe bez mleka


A jeśli mowa o solidnym sprzęcie, który naprawdę pozwoli przygotować "gofry jak nad morzem"... O mojej sympatii do sprzętu marki Dezal wspominałam już wielokrotnie, nie tylko na blogu, ale i doradzając kilku osobom w wyborze urządzenia. Miałam już wcześniej gofrownicę "marketówkę", ale nie polecam zakupu takiej zabawki - naprawdę nie ma porównania z goframi smażonymi w urządzeniu o odpowiedniej mocy. 

Swoją pierwszą gofrownicę Dezal 301.6 kupiłam kilka lat temu i do dzisiaj działa bez zarzutu, a używam jej i na imprezy (kiedy potrafi zrobić furorę większą niż tort urodzinowy) i na co dzień (bo uwielbiam wymyślne śniadania i często mam gofrowe zachcianki). Przygotowuję w niej zarówno gofry słodkie, jak i wytrawne, nie martwiąc się zupełnie o to, czy coś się aby na pewno nie przyklei, czy nie będzie surowe. Wraz z możliwością testowania nowego modelu Dezala, uznałam, że zrobię małe porównanie. Może ułatwi to komuś dobranie gofrownicy na miarę swoich potrzeb i oczekiwań :)

Polecam też zajrzeć na stronę producenta, gdzie przygotowano świetne, szczegółowe porównanie wszystkich możliwych modeli w formie tabelki. Aby przejść do sklepu Dezal, kliknij tutaj.

Gofrownica Dezal


Różnice między modelami, które posiadam (Dezal 301.6 vs Dezal Profi W 301.7):
    Gofrownice Dezal porównanie
  • na podstawowy model 301 trzeba wygospodarować w trakcie użytkowania nieco więcej miejsca, gdyż pokrywa gofrownicy odchyla się pod kątem 180 stopni; natomiast w 301 Profi W zatrzymuje się w górze, pod kątem ok. 100 stopni, zajmując niejako połowę miejsca potrzebnego na mój wcześniejszy sprzęt – niby mała różnica, ale dla posiadaczy małych kuchni, może się okazać krytyczna ;)

    Gofrownica Dezal Profi
  • Dezal Profi W 301 posiada lampki kontrolne, w prosty sposób pokazujące czy płyty grzewcze osiągnęły już temperaturę roboczą, czy są w trakcie nagrzewania. Gofrownica wyposażona jest także w wyłącznik – więc jeśli skończysz ze smażeniem gofrów nie musisz natychmiast odłączać gofrownicy z wtyczki, tak jak w przypadku niższych modeli. Nie są to dla mnie funkcje niezbędne do szczęścia, ale jeśli bierzemy pod uwagę smażenie gofrów dla większego towarzystwa czy wręcz pracę gastronomiczną – będą sporym udogodnieniem

    Gofrownica gofry jak nad morzem
  • Różnica najbardziej widoczna – gofrownice mają inne wzory płytek, które nadają ostateczny wygląd gofrom; nie jest to jednak podyktowane modelem opiekacza. Każdy model Dezala – niezależnie czy tańszy, czy droższy, występuje w kilku opcjach „kratki” do wyboru. Osobiście uwielbiam gofry z głębokimi dziurami, w które wepchnąć można więcej dodatków, dlatego mój pierwszy wybór padł na gofrownicę model 301 z płytkami nr 6. Moja gofrownica Profi W natomiast, wyposażona jest w nieco subtelniejsze płytki nr 7 i szczerze mówiąc, teraz już nie wiem, który wzór gofra podoba mi się bardziej ;)


...i kilka ogólnych uwag użytkowych.

Moje gofrownice są czarne, bo takie lubię ;) ale Dezale występują też w kilku innych barwach do wyboru, a także w klasycznym wykończeniu inox. Przed użyciem delikatnie natłuszczam płyty grzewcze przy pomocy pędzelka, jak zaleca producent. Pomiędzy smażeniem kolejnych gofrów jest to już absolutnie zbędne, bo odchodzą przepięknie od płyty.  Nie widzę w warunkach domowych różnicy w czasie wypiekania gofrów, obydwie gofrownice mają taką samą moc i moim zdaniem sprawują się wzorowo. Najmniej lubiana czynność, to oczywiście mycie gofrownicy po każdym użyciu, ale w przypadku Dezali trwa to chwilkę, ze względu na to, że do płyt nigdy mi nic nie przywarło. Tak naprawdę czyszczenie sprowadza się więc do delikatnego odtłuszczenia płyt i strzepnięcia okruchów.


Po latach użytkowania gofrownicy Dezal 301.6 i tygodniach intensywnego testowania Dezal 301.7 Profi W, podtrzymuję swoją opinię o niezawodności i trwałości tego sprzętu. Stosunek jakości do ceny jest bardzo korzystny, a dodając do tego fakt, że jest to produkt polski, nie pozostaje mi nic innego, jak polecić go Waszej uwadze.


Gofrownica Dezal

Orkiszowe faworki (chrusty)

Faworki z mąki orkiszowej

Faworki (a tak naprawdę, w moim rodzinnym domu po prostu: chrust), to mój symbol Tłustego Czwartku i smażonych słodkości w ogóle. Z niedowierzaniem przyznaję, że nie pojawiały się do tej pory na blogu, ale po podjęciu udanego eksperymentu z mąkami orkiszowymi, czym prędzej podaję Wam recepturę!

Zrobiłam je z dwóch rodzajów mąki orkiszowej, ze względu na to, że sama biała mąka orkiszowa bardzo się klei, co zaobserwowała moja mama, częściej piekąca z użyciem tych mąk. Korzystając więc z jej doświadczenia zrobiłam miks z mąką orkiszową razową, która z kolei daje większą chrupkość wypiekom. Faworków wychodzi sporo, zwłaszcza jeśli macie tendencję do bardzo cienkiego wałkowania ciasta (tak jak ja ;). Nie podaję ilości w liczbach, bo zwyczajnie zależy to od wałkowania i wielkości skrawków ciasta, z którego będziecie formować chruściki. Na podwieczorek porcja spokojnie starczyła u nas dla 4-5 osób. Faworki z poniższego przepisu, zaskakująco długo zachowują chrupkość - smakują jak świeże jeszcze przez kilka godzin po usmażeniu, więc nie trzeba się martwić o to, że zaraz po zdjęciu z ognia trzeba będzie jeść na wyścigi. Aha, ciasta nie biłam wałkiem dla napowietrzenia, chociaż dla wielu pewnie będzie to herezja - ale naprawdę wychodzą leciutkie i pełne pustych pęcherzyków bez takich ceregieli ;)


PS dla tych, którzy zauważyli mój przestój w publikowaniu nowych przepisów. Nigdy nie przypuszczałam, że moja totalnie nieplanowana i nieformalna "przerwa od bloga", spowodowana przeprowadzkami i tzw. zwykłym życiem, może się rozciągnąć prawie do roku czasu. Bez zbędnych tłumaczeń powiem tylko, że tęskniłam i mam nadzieję wejść w dawny rytm, bo słodyczy nie przestałam lubić ani na minutę mojej nieobecności tutaj ;)




 Składniki (na ok. 7 talerzy faworków):

  • 250 g mąki orkiszowej (125 g orkiszowej białej i 125 g razowej)
  • 20 g cukru pudru (bądź ksylitolu)
  • 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 1 jajko
  • 2 żółtka
  • 1 łyżka octu jabłkowego
  • 1 łyżka spirytusu lub wódki
  • 3-4 łyżki mleka (używam roślinnego)

Dodatkowo:
  • olej do smażenia
  • cukier puder / sproszkowany ksylitol do podania


W dużej misce przesiać dwa rodzaje mąki orkiszowej z cukrem pudrem i proszkiem do pieczenia.

Wbić do miski jajko, dwa żółtka i dodać ocet ze spirytusem. Zamieszać, a następnie zacząć wyrabiać. Wstępnie zarobione ciasto przełożyć na blat i dodając po łyżce mleko roślinne, wyrabiać elastyczne, gładkie ciasto. Z początku będzie miało lekko klejącą powierzchnię (całość powinna być jednak dość zwarta), po kilku minutach wyrabiania powinno się zrobić gładkie. Uformować z ciasta kulkę i przykryć, aby nie wysychało.

Odrywać porcje ciasta i na podsypanym mąką blacie wałkować na cieniutki placek (u mnie ok. 2-3 mm, ale może być grubszy, jeśli taki wolisz). Pokroić go na paski, po środku każdego z nich zrobić małe rozcięcie. Przekładać końcówkę każdego paska przez rozcięcie, formując faworki. 

Na patelni rozgrzać olej (170-180 °C, jeśli mamy w zanadrzu termometr kuchenny; jeśli nie - zdajemy się na zdolności obserwacji i smażymy próbnego faworka, żeby wyczuć odpowiadającą nam temperaturę). Musi być go na tyle, aby faworki mogły swobodnie pływać. Wrzucać je grupowo do tłuszczu, a po przysmażeniu jednej strony, przekładać na drugą i smażyć jeszcze przez chwilę. Szybko nabierają koloru, dlatego warto pracować we dwójkę - jedna osoba formuje chrust, druga pilnuje smażenia :).

Gotowe faworki odsączyć z nadmiaru tłuszczu na ręczniku kuchennym i podawać oprószone cukrem pudrem lub ksylitolem w pudrze.



Smacznego!


Faworki orkiszowe

Jak zrobić faworki

Szybkie faworki orkiszowe

A tutaj wersja naprawdę cienka i kruchutka, smażąca się w mgnieniu oka: 

Faworki orkiszowe bez nabiału
Łatwe faworki orkiszowe

Proste ciasto z płatków owsianych

Ciasto z płatków owsianych

Odkurzam kolejny "oldschoolowy" przepis, tym razem na coś słodkiego "z niczego". Nie potrzebujecie do tego wypieku wielu składników, podejrzewam nawet, że wszystkie macie pod ręką. Zwłaszcza teraz, kiedy wielu z nas pozostaje na dłuższy czas w domach, w ramach terapii zajęciowej, polecam sobie upiec takiego owsianego zlepka  ;)

Jak można się spodziewać, smakuje podobnie jak owsiane, zdrowsze batony ze sklepu - tylko, że lepiej. Oczywistą przewagą tych domowych jest to, że można podać je jeszcze na ciepło, świeżo, kiedy klejącego i miękkiego wnętrza broni skarmelizowana, chrupiąca skorupka. Drugą różnicą jest też fakt luźniejszej konsystencji. Podczas gdy batony owsiane mają formę sprasowanego bloku, tutaj mamy bardziej wyrośniętą, pulchną, ale przez to też delikatnie osypującą się strukturę ciasta. Świetnie będą tu pasowały wszelkie bakalie. Polecam jednak dodawać je, odejmując jednocześnie analogiczną ilość płatków owsianych. Dzięki temu ciasto ma szanse zachować konsystencję zdatną do pokrojenia ;) Sama następnym razem wykorzystam do pieczenia tradycyjną blachę i pokroję jeszcze ciepłe ciasto na kwadraty.



Składniki (na formę o śr. 24 cm lub prostokątną, większą blaszkę):

  • 250 g płatków owsianych (użyłam górskich; bezglutenowcy powinni się zaopatrzyć w wersję ze znakiem przekreślonego kłosa)
  • 3 łyżki mąki (u mnie kukurydziana, ale można dość dowolnie zamieniać)
  • 150 g cukru (bądź ksylitolu)
  • 100 g miękkiego masła
  • 2 jajka
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 1 cytryna - otarta skórka i świeżo wyciśnięty sok
  • 1 kieliszek spirytusu (zastąpiłam wódką) - w razie braku, można pominąć

Opcjonalnie: kwaśna marmolada/powidła lub lukier cytrynowy 


W naczyniu wymieszać płatki owsiane z proszkiem do pieczenia. W oddzielnej misie zmiksować masło z cukrem, dodając kolejno po jednym jajku. Miksować dopóki nie powstanie puszysta, gładka masa. Dodać mąkę, sok i skórkę z cytryny, spirytus oraz mieszankę z płatków owsianych. Krótko zmiksować lub wymieszać łyżką do połączenia składników.

Ciasto przełożyć do wyłożonej papierem do pieczenia formy. Piec w temperaturze 180 °C, przez ok. 45 minut. Ciasto mocno wyrasta, a następnie się zapada - to normalne i nie powoduje zakalca ;) Wyjąć z piekarnika i studzić w formie. Jeszcze ciepłe można pokroić ostrym nożem.

Można podawać solo, wykończone lukrem cytrynowym lub z dodatkiem kwaśnych przetworów.


Smacznego!

Proste ciasto z płatków owsianych

Domowe batoniki owsiane

Bezglutenowe ciasto owsiane

Ciasto z płatków owsianych

Ciasto bez mąki z płatków owsianych

Ciasto bez jajek (za to na białym winie)

Ciasto na białym winie

Szczerze mówiąc upiekłam je, bo po pierwsze - w lodówce straszyła butelka z niedopitą resztką białego wina, a po drugie - dostałam wiekową książkę ze słodkimi przepisami i otworzyłam ją na odpowiedniej stronie, w najlepszym możliwym czasie. "Placek bez jaj" głosił akapit, a w składnikach faktycznie jaj nie znalazłam, za to było to nieszczęsne wino, z którym nie wiedziałam, co począć.

Skoro już udowodniłam, że nasze spotkanie było przeznaczeniem, przechodzę do konkretów. Ciasto jest bajecznie delikatne i puszyste (niektórym przywodzi na myśl strukturę świeżo wypieczonego ciasta drożdżowego), a wilgoć zachowuje do kilku dni. Wystarczy trzymać w formie, nakryć ściereczką i znaleźć mu jakąś bardzo sprytną kryjówkę, żeby doczekało więcej niż jednego popołudnia. W smaku można doszukać się bardzo subtelnych nut wina - ale raczej nikt niepoinformowany, nie zdoła odgadnąć z czego wynika wyjątkowy posmak ciasta. Zwłaszcza, że przebija się też tutaj wanilia i skórka cytrusowa. Jest to również wypiek bardzo praktyczny; na wierzch polecam dorzucić wszystkie te resztki bakalii, które walają się po kuchennych szufladach. Zapieczone z gruboziarnistym cukrem stworzą grubą, chrupiącą i sypiącą się podczas krojenia warstwę kruszonki.


Składniki (na keksówkę 25x12 cm):


Ciasto:
  • 400 g mąki pszennej (można dać pół na pół pełnoziarnistą i zwykłą)
  • 180 g cukru
  • 200 g miękkiego masła
  • 1 szklanka (ok. 240 ml) białego wina*
  • 3 lekko kopiaste łyżeczki proszku do pieczenia
  • skórka otarta z 1/2 cytryny (może być też z pomarańczy)

Chrupiąca, bakaliowa kruszonka:
  • 1 łyżka: kwaśnej śmietany/oleju/białka żeby kruszonka miała się do czego przykleić ;)
  • ok. 100 g mieszanki bakaliowej**
  • 2 małe paczki cukru waniliowego (lub tyle samo cukru kryształu)

* staram się dodawać wino w temperaturze pokojowej lub, kiedy zapomnę o wcześniejszym wyjęciu z lodówki - delikatnie podgrzewam
** w oryginale siekane migdały, u mnie orzechy włoskie/ziemne/pestki dyni/żurawina - czyli pełny przegląd zawartości kuchennych szuflad ;)



Formę wyłożyć papierem do pieczenia lub natłuścić. Do miski przesiać mąkę z proszkiem do pieczenia.

W oddzielnym, dużym naczyniu miksować miękkie masło z cukrem i skórką cytrusową, do uzyskania puszystej, jednolitej masy. Dodawać na zmianę mączną mieszankę i białe wino. Miksować krótko, do połączenia składników.

Ciasto przełożyć do keksówki, posmarować odrobiną np. kwaśnej śmietany i obsypać siekanymi bakaliami wymieszanymi z cukrem waniliowym.

"Upiec na rumiano" - proponuję tak jak ja, w 180 °C, przez ok. 50 minut :) Jeśli w trakcie pieczenia ciasto zacznie się rumienić zbyt mocno (u mnie po ok. 35 minutach) - nakryć je luźno arkuszem folii aluminiowej i piec dalej. Przed wyjęciem z piekarnika można sprawdzić suchym patyczkiem, czy dopiekło się w środku. Wyjąć i studzić w formie.



Smacznego!

Ciasto z białym winem

Ciasto na białym winie

Proste ciasto bez jajek

Proste ciasto bez jajek

Ciasto z białym winem

Wilgotne ciasto bez jajek

***

Przepis na to proste, a zaskakujące ciasto znalazłam w podarowanej książce. Takiej, co przetrwała do czasów obecnych bez okładki i z lekkim rozklejeniem stron - nie znam więc niestety ni tytułu, ni autora. Jej dzieje są mętne i osnute tajemnicą, wiem tylko, że została uratowana przed wyrzuceniem w jednym z górskich sanatoriów - ale znalazła się chyba właśnie pod właściwym adresem, żeby rozpocząć nowe życie. Dzięki Ola za jak zawsze trafiony prezent! Od tego nie mogę się wprost oderwać ;)

Stare książki kulinarne

Stara książka kulinarna

Omlet bananowy na mące kokosowej - bez miksera

Omlet z bananem na mące kokosowej

Lekki, naturalnie słodziutki omlet (bez glutenu i laktozy), który raz-dwa zrobicie na śniadanie nawet w środku zabieganego tygodnia. Jak? Mieszając bez sentymentów wszystkie składniki na raz, w jednej misce.

Zero ubijania białka, mikserów i innych głośnych urządzeń, żeby nie mącić porannego Zen ;) Później pozostaje wylać powstałą miksturę na rozgrzaną patelnię i cierpliwie smażyć na małym ogniu (tutaj nie ma, że na skróty - ten omlet jest delikatny i trzeba go ogrzewać stopniowo i z miłością!). Odwdzięczy się piankową strukturą, wyraźną słodyczą smażonych bananów i uczuciem sytości po pysznym posiłku. Dodatki, jakich dusza zapragnie. U mnie serek wiejski, żeby podnieść sytość śniadania i dodatek od serca - borówki z ksylitolem ze słoiczka, produkcji mojej mamy. Dołączyłam już do mojej listy "śniadań mistrzów", godzących wartości odżywcze z hedonistycznymi zachciankami ;)


PS przepis jest przewidziany na duże, sycące śniadanie dla jednej osoby, ale łatwo przeliczyć składniki na dwa omlety: wtedy tylko 1 cały banan, 2 jajka, 1 serek wiejski... prosto i nic nie zostaje do późniejszego wykorzystania ;)



Składniki (1 duża porcja):

Omlet bananowo-kokosowy:
  • 1 jajko
  • 1/2 banana, dokładnie rozgniecionego widelcem
  • 100 ml mleka roślinnego (użyłam sojowego bio)
  • 2 duże łyżki mąki kokosowej
  • 1 płaska łyżeczka proszku do pieczenia
  • szczypta soli
  • 1 łyżeczka oleju kokosowego (lub innego o neutralnym smaku) - do smażenia

Ulubione dodatki:
  • 1/2 kubeczka serka wiejskiego
  • jagody z ksylitolem, ze słoiczka :)


Wszystkie składniki omletu poza olejem, roztrzepać w misce. Zostawić na kilka minut do napęcznienia mąki.

Rozgrzać dobrze patelnię i rozprowadzić na niej olej (ja zwykle przecieram papierkiem). Wylać ciasto, delikatnie wyrównać na kształt okręgu i nakryć patelnię pokrywką. Smażyć omlet powoli, na niezbyt dużym ogniu. Po ok. 2 minutach sprawdzić, czy nie przypala się od spodu. Jeśli struktura placka jest jeszcze półpłynna, przykryć i smażyć chwilę dłużej. Ścięty (ale nadal delikatny) omlet obrócić szeroką szpatułką, delikatnie ale zdecydowanym ruchem na drugą stronę*. Smażyć jeszcze przez 2 minuty i zsunąć delikatnie na talerz.

Podawać natychmiast z ulubionymi dodatkami.
Smacznego!


* jeśli ktoś będzie próbował pierwszy raz, oto moja metoda: kiedy widzę, że omlet jest już "napuszony", ścięty i ładnie zarumieniony od spodu, delikatnie wsuwam pod niego szpatułkę, lekko podrzucam patelnią i w "locie" przekładam go jednym ruchem na drugą stronę. W razie małego niepowodzenia, zawsze można podzielić omlet na kilka mniejszych kawałków i w takiej formie dosmażyć. Będzie niczym rasowy Kaiserschmarrn ;)


Bezglutenowy omlet z mąki kokosowej