Przed podróżą w jakieś nowe miejsce, zawsze staram się chociaż z niewielkim wyprzedzeniem dowiedzieć się czegoś o miejscowej kuchni. Wszystko po to, żeby na miejscu wiedzieć za czym się rozglądać i móc spróbować czegoś oryginalnego. Wprawdzie tegoroczna podróż na Bałkany nie przyniosła mi niezliczonych kulinarnych doznań (wbrew temu, co sobie wyobrażałam już tygodnie przed wyjazdem), ale nie zmienia to faktu, że trafiłam na kilka przysmaków. Dokładniej: dżem z dzikiej róży, arbuza, brzoskwinie (przepyszne!) i ciasto Tre Leche. To ostatnie akurat wygooglowałam jeszcze przed wyjazdem, więc byłam szczęśliwa, że na miejscu udało mi się je znaleźć. Swoją drogą, nie wiem skąd ciasto wzięło się na Bałkanach, skoro większość świata kojarzy je jako meksykańskie/brazylijskie Tres Leches - ale prawdą jest, że znają je tam wszyscy. Podczas gdy większość przepisów pochodzących z Ameryki zakłada wykończenie ciasta bitą śmietaną, w Czarnogórze i Albanii widziałam je wyłącznie w wersji z karmelową polewą. I ta wariacja zupełnie mi nie przeszkadza ;) Po powrocie z wakacji zapragnęłam odtworzyć deser i oto jest. Wbrew pozorom to prosty wypiek, składający się z mocno nasączonego biszkoptu i polewy. Jego nazwa pochodzi od mieszanki trzech rodzajów mleka, używanych do nasączenia biszkoptu. Nie będę ukrywać - Tres Leches jest patologicznie słodkie, ale takim je poznałam i chyba takim chcę zapamiętać. W czarnogórskiej kawiarni w standardzie podawano do niego solidną szklankę wody, więc zakładam, że tak po prostu powinno być ;)
Notka: na zdjęciach Tres Leches w wersji bezglutenowej. Polecam piec ciasto w formie ze szczelnym, niewyjmowanym dnem, żeby po naponczowaniu nic z niej nie wyciekało. Lepiej też użyć trochę większej od mojej, żeby mieć pewność, że polewa też się zmieści :)
Składniki (na formę o wymiarach ok. 30 x 20 cm lub większą):
Ciasto:
- 1 i 1/2 szklanki mąki pszennej (bezglutenowcy: mieszanka mąki kukurydzianej i skrobi ziemniaczanej w stosunku 1:1)
- 1 szklanka cukru
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia
- 5 jajek, w temperaturze pokojowej
- 1/3 szklanki oleju (u mnie kokosowy)
- 1/2 szklanki wody
- szczypta soli
Nasączenie:
- 1 puszka mleka skondensowanego niesłodzonego (ok. 355 ml)
- 1 puszka mleka skondensowanego słodzonego (ok. 415 ml)
- 1/4 szklanki śmietanki 30 %
Polewa toffi:
- 300 g krówek (bezglutenowcy sprawdzają skład)
- 1/3 kostki masła
- 4 łyżki mleka
Przygotować biszkopt. Wymieszać w misce suche składniki: mąkę, 3/4 szklanki cukru i proszek do pieczenia. Oddzielić żółtka od białek. Żółtka zmiksować z olejem i wodą. Wsypać do nich mieszankę suchych składników i miksować chwilę na średniej prędkości. Białka posolić i ubijać w osobnej misce. Kiedy będą już prawie całkiem sztywne, stopniowo dodawać pozostały cukier (1/4 szklanki), cały czas miksując, do jego całkowitego rozpuszczenia. Tak uzyskaną pianę wmieszać delikatnie do ciasta przy pomocy łyżki. Ciasto przelać do formy (bez papieru do pieczenia czy natłuszczenia) i piec w temperaturze 165 ºC, przez ok. 40 minut. Wyjąć z piekarnika i pozostawić w formie do wystudzenia - najlepiej do góry nogami (ma to zapobiegać opadnięciu biszkoptu), oparte na brzegach tak, żeby od spodu mogła uchodzić para.
Kiedy ciasto wystygnie, nożem okroić jego boki tuż przy formie aby łatwiej je było później kroić, a całość dokładnie ponakłuwać wykałaczką. Wymieszać razem wszystkie składniki do nasączenia i partiami wylewać na biszkopt. Z początku może się wydawać, że nasączenia jest za dużo, ale z czasem biszkopt wpije wszystko. Włożyć do lodówki na kilka godzin lub najlepiej na całą noc.
Przygotować polewę. W garnku o grubszym dnie rozpuścić masło, wrzucić pokrojone na kawałki krówki i dodać mleko. Mieszając, podgrzewać mieszankę, aż do powstania gładkiej polewy. Wyjąć schłodzony biszkopt i wylać na niego jeszcze ciepłą polewę. Kiedy stężeje, ciasto można podawać (polewa toffi zawsze będzie łatwiejsza do pokrojenia, po trochę wcześniejszym wyjęciu z lodówki).
PS Pierwszy kawałek zawsze wyciąga się najgorzej ;)
Smacznego!
Źródło przepisu na biszkopt (z moimi zmianami): http://www.onceuponachef.com
Też się zabieram za to ciasto, ale się obawiam jego słodyczy - może ograniczę do minimum cukier do biszkoptu :)
OdpowiedzUsuńSama też tak planuję zrobić następnym razem, żeby po prostu dało się tego ciasta zjeść trochę więcej ;) ale naprawdę polecam, jest bardzo proste a unikalne!
UsuńTo ciasto mam zapisane jako "do zrobienia", Ty mnie tak bardzo nim skusiłaś, że chyba będzie w ten weekend :) bardzo apetyczne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło, że zachęciłam Cię (razem ze zdjęciami :)) do jego upieczenia!
UsuńW tym roku bylam w Albanii i tam to ciasto zupelnie inaczej sie robi, czarnogorskie jest bardziej slodkie. W wersji albanskiej nasacza sie je jedynie mlekiem, wykonczone jest przezroczystym karmelem, nie masa krowkowa. Co kraj to obyczaj. Pozdrowienia!
OdpowiedzUsuńW Czarnogórze również nie jest pokryte masą krówkową - ale mój przepis to domowa, ułatwiona wersja, bo podejrzewam, że stworzenie polewy podobnej do tej karmelowej, wymagałoby raczej użycia termometru cukierniczego :) Pozdrawiam!
UsuńJuż czujemy to mleczko, który jest nasączony biszkopt :) Nas takie mokre wypieki zawsze bardzo przekonują i nawet ta słodycz od czasu do czasu krzywdy nie zrobi a pozostawi słodkie wspomnienia :D
OdpowiedzUsuńJa też jestem fanką takich ciast :) O dokładnie, no i zawsze to jakaś ciekawostka, spróbować takie ciasto, którego w Polsce tradycyjnie nikt nie piecze ;)
UsuńŁooo! To będzie hicior! :D Trzeba będzie potem więcej kilometrów biegać, ale czuję, że warto!
OdpowiedzUsuńMarzę by znowu spróbować te ciasto od pierwszego dnia powrotu z wakacji w Albanii, koniecznie muszę wypróbować Twój przepis, wygląda smakowicie😊
OdpowiedzUsuńW takim razie trzymam kciuki za pieczenie ;) Mnie też to ciasto siedziało w głowie po powrocie z Bałkanów, jest świetne!
Usuń