Clafoutis to prawdziwa klasyka kuchni francuskiej i sama nie mogę się nadziwić, że robiłam je po raz pierwszy. Początki mojego pieczenia to przede wszystkim tarty i francuskie desery, które tak mi się podobały, że pewnego razu zapragnęłam nauczyć się ich wykonania. Było to jeszcze w czasach gimnazjalnych. Po wakacyjnym kursie językowym, podczas którego nie udało mi się dostać na warsztaty kulinarne z Francuzami, mama podarowała mi niepozorną książeczkę wypełnioną w głównej mierze słodkimi specjałami o francuskim rodowodzie. Wtedy nie wiedziałam, że upieczenie dobrej tarty nie jest najprostszym zadaniem dla osoby, która potrafi zrobić tylko budyń z torebki. Możecie mi wierzyć lub nie, ale z dnia na dzień po prostu zaczęłam piec. Kurczowo trzymałam się drakońskich zasad dotyczących chłodzenia kruchego ciasta, obciążania spodów fasolkami, wszelkich gramatur i objętości i po prostu samo wychodziło. Oczywiście, nie twierdzę, że zawsze z idealnym rezultatem. Nigdy nie zapomnę swojej pierwszej tarty. Wybrałam cytrynową - bo taka wydawała mi się najlepszą z najlepszych. I naprawdę byłaby dobra, gdybym do nadzienia nie dodała skórki z cytryny, startej na najgrubszych oczkach tarki (przepis niestety nie wskazywał na których oczkach trzeć należy...). Innym razem upiekłam (już zgodnie z zaleceniami) tartę ze śmietanowym nadzieniem i gałką muszkatołową. Do tej pory pamiętam ten smak, ni to słony, ni to słodki - jakby dziwnie doprawiona, mdła jajecznica na kruchym spodzie. Ale była też i w tym jakaś nauka. Od tamtej pory wiedziałam już, że nie ma co ufać wszystkiemu, co zamieszczają w książkach ;)
Dzisiejszy deser idealnie nadaje się do tworzenia różnych modyfikacji - i skoro już o francuskich przepisach mowa, podstawową recepturę zaczerpnęłam z francuskiej części Internetu. Swoje clafoutis upiekłam bez cukru rafinowanego i glutenu. Myślę, że te zmiany nie wpływają znacząco na charakter tego tradycyjnego deseru. Tak naprawdę jest to po prostu ciasto podobne do naleśnikowego, zapieczone z dużą ilością owoców. W trakcie pieczenia, spód przypieka się bardziej i ta warstwa smakowo przypomina później naleśnik, natomiast wyżej masa ścina się do postaci budyniu. I choć nie liczyłam na to zbyt mocno (wszak wydaje mi się, że tradycyjnie clafoutis nakłada się po prostu łyżką)- deser pięknie dał się pokroić i wyjąć z ceramicznej formy, pomimo tego, że był jeszcze ciepły. Piekąc clafoutis należy pamiętać, że jest to deser, a nie ciasto. Myślę, że świadomość tego faktu mogłaby oszczędzić frustracji wielu osobom, które po wyjęciu clafoutis z piekarnika uznały, że wyszedł im zakalec ;) Sama zostałam fanką tego deseru i polecę go wszystkim lubiącym "puddingową" strukturę oraz przepisy nieskomplikowane, szybkie, ale z duszą. I sezonowymi owocami!
Notka: oczywiście w przepisie można wymienić mąki bezglutenowe na zwykłą pszenną (można zostawić taką samą gramaturę), a miód na cukier lub inny słód.
Składniki (na formę do tarty o śr. 24 cm):
- 50 g mąki kukurydzianej
- 50 g skrobi ziemniaczanej
- 60 g miodu (2 duże łyżki)
- 4 jajka
- 200 ml mleka
- 100 ml śmietanki 30%
- ok. 400-450 g truskawek (lub innych owoców, np.: wiśni, moreli, malin, śliwek, jabłek)
Truskawki dokładnie umyć, odszypułkować, przekroić na połówki lub ćwiartki. W misce wymieszać obie mąki, dodać miód i wbić jajka. Zmiksować lub wymieszać trzepaczką na gładką masę. Stopniowo dolewać mleko i śmietankę, cały czas mieszając. Płynne ciasto przelać do wysmarowanej masłem formy. Powrzucać pokrojone truskawki i włożyć formę do piekarnika. Piec w temperaturze 180 ºC, przez ok. 40 minut. Gotowe clafoutis jest ścięte na całej powierzchni, a boki ma lekko przypieczone. Wyjąć z piekarnika i zostawić do ostudzenia w formie. Podawać najlepiej na świeżo, lekko ciepłe.
Smacznego!
Źródło przepisu (zmodyfikowanego przeze mnie): http://www.chefnini.com
brzmi przepysznie i do tego ta szybkość wykonania. biorę się za to dzisiaj :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że clafoutis posmakuje Ci tak bardzo jak mi! :)
UsuńWygląda smacznie, bo i bez cukru, można jeść :P
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i zapraszam do odwiedzin
u mnie już siedzi w piekarniku :)
OdpowiedzUsuńWow, szybko! Mam nadzieję, że smakowało ;)
UsuńWłaśnie się piecze. Mąkę kukurydzianą zastąpiłam jaglaną. Jestem ciekawa efektu końcowego :-)
UsuńMam nadzieję, że smakowało! Sama pewnie dodałabym mąki jaglanej ale pod warunkiem, że zmieliłabym kaszę samodzielnie. Ta kupna zawsze trafia mi się gorzka ;)
UsuńTo ciekawe bo nasza mąka jaglana mielona samodzielnie była strasznie gorzka a kupne nigdy takie nie są xD
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMy za to jeszcze nie upiekłyśmy żadnej tarty :P Kiedyś pewnie ten dzień nastąpi ale na razie nie mamy weny. Twoja wygląda bardzo apetycznie, no i kto by się oparł truskawkom <3
OdpowiedzUsuń